Rozdział III




----
Ja już naprawdę nie wiem, dlaczego blogger nie chce ze mną współpracować i robi mi takie numery jak w poście poniżej ; <

Jeśli jesteś nastolatką, zazwyczaj w twojej głowie panuje chaos.
Jeśli jesteś nastolatką, która nie dogaduje się z rodzicami, w twojej głowie panuje chaos znacznie częściej.
Jeśli natomiast jesteś nastolatką niedogadującą się z rodzicami, która jest jednocześnie uczennicą Hogwartu na wakacjach i nie ma pojęcia, co ze sobą zrobić, bo za bardzo boi się porażki – twoja głowa zawsze jest chaosem.
Victoire odsunęła krzesło od biurka ostrym kopnięciem. Drewniane nogi mebla niemiło zarysowały podłogę, ale dziewczyna nie miała zamiaru teraz się tym zajmować. Potarła palcami skronie, westchnęła i zaczęła czytać jeszcze raz fragment książki „Czarodziejscy czarodzieje i czarowne czarownice czasów teraźniejszych, przeszłych i przyszłych”, tom od O do T:

Phyllida Primrose Spore III – praprawnuczka Phyllidy Spore (I), (byłej dyrektorki Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, autorki podręcznika Tysiąca Magicznych Ziół i Grzybów)
- autorka takich dzieł jak:
·        Kto widział moje zioła? – powieści pseudokryminalnej o podłożu psychologicznym
·        Gdzie jest Henry Jagódka? – bezmorałowej i apolitycznej baśni dla dzieci
- reżyserka filmu przyrodniczego Życie na obrzeżach Zakazanych Miejsc, czyli gdzie gryfy nie zimują.
Jej najbardziej znaną książką jest podręcznik do eliksirów o nazwie Tysiąc Trzynaście Magicznych Ziół i Grzybów (dostępny w poziomach: nie-umiem, chcę umieć, umiem i nie-zamierzam-umieć-ale-mama-mówi-że-mi-się-to-przyda; zgodny z nową podstawą programową Ministerstwa Magii).

List miała już gotowy.
Tyle razy sprawdzała czy aby wszystko dokładnie wyjaśniła i czy nie popełniła żadnego błędu, że znała go na pamięć.

Szanowna Pani Phyllido Primrose Spore III,
Zwracam się do Pani z prośbą o przyjęcie mnie na okres letnich wakacji jako Pani Asystentki.
To byłby ogromny zaszczyt móc pracować z osobą tak doświadczoną i utalentowaną jak Pani. Jestem wielką wielbicielką napisanych przez Panią książek, a wyreżyserowany przez Panią film oglądałam kilkakrotnie. Imponuje mi Pani niezależność, świeży pogląd na świat i odwaga, którą udowadnia Pani w każdym swoim dziele.
Jestem dopiero początkująca, ale szybko się uczę i mam wiele chęci. Posiadam talent, lecz nie potrafię sama go rozwijać. Liczę, że współpraca z Panią mogłaby dostarczyć mi cennych doświadczeń, inspiracji i wskazówek w jaki sposób stawać się kobietą silną i wytrwałą. Zgłaszam swoją dyspozycję przez całe wakacje. Jestem w stanie zrywać się w środku nocy, na każde Pani zawołanie. Z natury nie narzekam, jestem cierpliwa, ale jeśli potrzeba – głośno krzyczę i kipię ze złości.
Byłabym niezmiernie wdzięczna, gdyby rozważyła Pani moją kandydaturę jako asystentki (chociaż zdaję sobie sprawę, że prawdopodobnie Pani takowej nie potrzebuje – mimo wszystko: proszę!)
Nazywam się Victoire Weasley, córka Williama i Fleur Weasley, uczęszczam do Hogwartu, mam siedemnaście lat.
Proszę o pomoc!
V.W.

Na wszelki wypadek rzuciła jeszcze trzy zaklęcia sprawdzające - potem zwinęła list w rulonik i zaczepiła go o nogę śnieżnej sowy - Chuchra.
Chuchro zawdzięczało to imię swojej niebanalnej budowie, która przypominała raczej wygłodniałego kurczaka pozbawionego całkiem pierza, niż dumną sowę.
- Nie ma odwrotu, Chuchro! – powiedziała Victoire do sowy i wypuściła ją przez okno.
Dziewczyna była całkiem świadoma, że jej list jest pełen desperacji i na kilometr czuć było od niego nacisk autorki, ale Vicky siedziała nad nim tak długo, że żadna inna forma nie przychodziła jej już do głowy.
Miała tylko nadzieję, że się uda. 
To mała Rose zasiała w niej tę rażącą potrzebę zrobienia czegoś, czegokolwiek, by mogła się dalej rozwijać. Ta mała ruda istotka razem z tym swoim „wiem – o – tobie – wszystko” spojrzeniem namieszała nieźle w głowie Victoire.
„Może to i dobrze?”, pomyślała dziewczyna, patrząc jak Chuchro znika gdzieś w chmurach, „może to właśnie był potrzebny mi impuls…”
Była przerażona a jednocześnie podekscytowana – ten stan utrzymywał się przez kilka dni, gdy czekała na odpowiedź od pani Spore.
W praktyce wyglądało to mniej więcej tak:
Rankiem była rozdrażniona i reagowała uszczypliwie na wszystko i na wszystkich. Zamiast jedzenia, karmiła się wartą pod oknem, przez które wlatywały sowy z pocztą, ale jak na złość, żadna się nie pojawiała.
Południami traciła powoli nadzieję, więc zamykała się w pokoju i na przemian krzyczała, płakała i biadoliła nad swoim losem.
Po obiedzie nachodził ją nastrój „przecież – to – nie – koniec – świata – jakoś – przeżyję” – jedyny, gdy można było próbować nawiązać z nią jakikolwiek bezpieczny kontakt. Niestety, stan ten utrzymywał się bardzo krótko, bo już pod wieczór ogarniała ją panika i obgryzała paznokcie ze stresu.
Taka nadwrażliwość na każdy bodziec wzmogła docinki ze strony rodzeństwa, co skutkowało wieczną wojną i kłótniami albo długimi godzinami wzajemnej pogardy i wymownego milczenia.
Radar Fleur wykrył nastroje swojej córki i wzmógł odbiór, ustawiając sobie za życiowy cel dowiedzenie się, o co chodzi.
Dlatego Victoire zmuszona była milczeć w czyjejkolwiek obecności i krzyczała tylko w myślach, żeby przypadkiem nie wymknęło jej się jakieś istotne słowo zagrażające życiu.
Ale Fleur niełatwo było zmylić.
Któregoś ranka udała się do pokoju swojej młodszej córki. Zastukała do drzwi i weszła, nie czekając na odpowiedź.
Dominique pochylała się nad jakimś czasopismem i miała zamiar rzucić jakąś niemiłą uwagę pod adresem siostry, ale właśnie wtedy odwróciła się i spostrzegła, że to nie Victoire naruszyła jej prywatność.
- Och – zmieszała się na widok matki kręcącej nosem, co było reakcją na bałagan w pokoju – Cześć, mamo. Powinnam domyśleć się, że to ty. Vicky by nie zapukała.
Fleur zaświeciły się oczy. Jak dwa maleńkie, śliczne radary skierowały się w stronę córki i włączyły tryb wykrywania.
- Tak? Często cię odwiedza?
Dominique przerzuciła kartkę czasopisma i wzruszyła ramionami.
- Nie bardzo. Ostatnio jest drażliwa. Wolimy sobie nie wchodzić w drogę…
- Ach, tak… - westchnęła Fleur. Czyli nie tylko ona zauważyła dziwne nastroje swojej pierworodnej – Hmm… Martwi mnie to.
- Nie ma potrzeby – stwierdziła prosto Dominique – Przejdzie jej. To nie pierwszy raz.
Przejdzie? Pierwszy raz? Hmm… Przeanalizujmy to: nie je, nie sypia, jest rozdrażniona i oczekuje niecierpliwie na list… Albo to smocza ospa, albo… No, tak!
- Kochanie? Może byś z nią porozmawiała? – zatrzepotała rzęsami Fleur. Niepotrzebnie, bo przecież córka nijak nie reagowała na jej urok osobisty.
Dominique zmarszczyła brwi i podniosła oczy.
- Ja? A czemu?
- Tobie prędzej się wygada niż… - odchrząknęła Fleur – Miałam na myśli: z tobą pewnie chętniej porozmawia…
- Mamo…
- Proszę – zabrzmiało jak rozkaz.
Dominique westchnęła ciężko i skrzywiła się.
- Dobra – wymamrotała, wstała i wyszła, niechętnie.
Fleur triumfowała z radości. Tak! Jej mała córeczka się zakochała!
Dominique długo stała pod drzwiami pokoju siostry i rozważała czy nie zawrócić i wmówić mamie, że siostra ją wyrzuciła. Nie należała do osób tchórzliwych, więc postanowiła, że przynajmniej spróbuje. Zapukała i po chwili zza drzwi rozległo się nieprzyjemne:
- Co?
Weszła do środka. Jej siostra leżała na łóżku, bezczynnie i wpatrywała się w sufit. Wciąż byłą w piżamie, chociaż było już prawie południe.
Victoire nie należała do osób, które bezczynnie się leniły całymi dniami – nawet, jeśli akurat trwały wmarzone przez wszystkich wakacje. Lubiła wstawać razem ze świtem i kłaść się Merlin wie kiedy, czerpiąc z każdej przytomnej sekundy korzyści i satysfakcję.
- Mama chce wiedzieć, co się z tobą dzieje.
Vicky prychnęła i przewróciła się na bok. Patrzyła teraz na niebo za oknem.
- Jest w porządku – powiedziała.
- Tak – prychnęła jej siostra – Przecież nic się nie dzieje. Wcale nie chodzisz od kilku dni tak, jakbyś łyknęła całą fiolkę nieprzyjemnego eliksiru, łącznie z flakonikiem i nie wyglądasz jak leniwa fleja. No i już na pewno twoje rysy twarzy nie zastygają w morderczym grymasie, gdy widzą kogokolwiek – dodała, gdy Victoire rzuciła jej przez ramię posępne spojrzenie.
Starsza Weasleyówna przewróciła oczami.
- Co to w ogóle za słowo „fleja”? – oburzyła się.
Dominique zignorowała ją i usiadła obok na łóżku.
- O co chodzi? – zapytała z zadziwiającym spokojem i powagą – Coś się stało? Ktoś cię skrzywdził? Czekasz na coś ważnego? Potrzebujesz pomocy? Złamałaś prawo? Zakochałaś się? Ktoś nie daje ci żyć?...
- Ty.
- Przestań – Dominique przewróciła oczami – Porozmawiaj ze mną, Vicky.
Victoire pozostała nieugięta. Jej beznamiętne spojrzenie przesunęło się po twarzy siostry i znowu zerknęło za okno.
- Jest w porządku – zapewniła - Nic się nie dzieje.
Zirytowana siostra wzniosła oczy ku niebu i błagała o cierpliwość. Jej prośby okazały się bezskuteczne.
- Dobra – powiedziała ostro, wstając szybko z łóżka, ale nawet to nie wytrąciło Victoire z otępienia – Siedź tu sobie i cierp. Wcale mnie to nie obchodzi. Możesz tutaj zapuścić korzenie, ale ja wcale się tym nie przejmę, bo ty myślisz tylko o sobie.
- Nie interesuje mnie twoje zdanie – powiedziała chłodno Victoire.
- Może – prychnęła Dominique – Ale ja i tak je powiem, bo mam już dość twoich humorów blondwłosej księżniczki, która ma wszystko, a jednak nie…
- Poczta! – przerwał jej radosny okrzyk Louisa.
Pomimo tego, że Dominique kontynuowała monolog, wyliczając wady siostry, Victoire zerwała się z łóżka i zbiegła na dół, zostawiając jej uszczypliwe komentarze daleko za sobą.
- Hej! – oburzyła się młodsza siostra – Nie ignoruj mnie! – zażądała, ale Vicky była już na dole i dopadła listów, które Louis rozłożył na stole.
Louis był dziwnym stworzeniem. Uporządkowanym, praktycznym, maniakalnie perfekcyjnym. Prawdziwy syn Fleur. Ułożył listy wzdłuż stołu, pogrupował odbiorcami i dodatkowo stworzył podkategorie dla mamy i taty – ważne i nieważne.
Victoire przyjrzała się tym kilku stosikom i powstrzymała się od popukania palcem w czoło. Można być zorganizowanym, ale są przecież jakieś granice.
- Coś dla mnie? – zapytała z nadzieją i niemal podskoczyła ze szczęścia, gdy brat podał jej list. Uciekła z nim do pokoju, taranując po drodze schodzącą do kuchni siostrę i zamknęła drzwi na klucz.
Potem spojrzała na kopertę i opadła ciężko na łóżko, zawiedziona.
Nadawcą nie była, tak jak się spodziewała, pani Phyllida Primrose Spore III, ale jej przyjaciółka Sasha.
Victoire była jednocześnie zła na siebie i zła na cały świat.
Jest okropną istotą, skoro nie cieszy się z listu najlepszej przyjaciółki! Jak tak można!
Cały świat zawinił sobie tym, że po prostu istniał i nie pozwalał spełniać marzeń. 
Sasha pisała, że u niej wszystko w porządku. Pytała, co u przyjaciółki, szczegółowo opisała nowopoznanych chłopców, narzekała, że już brakuje jej czasu, bo tyle chciałaby zobaczyć, a nie może się zdecydować. Na koniec zaproponowała Victoire spotkanie za dwa dni. No, prawie zaproponowała…
„Pojedziemy razem na imprezę”, pisała Sasha, „musisz się zgodzić, gdyż to nie pytanie. Stawiam cię przed faktem dokonanym, ponieważ wiem, że znalazłabyś przynajmniej trzy tysiące całkiem dobrych wymówek, aby nie iść. Ale ja postanowiłam, że pójdę. A Ty, jako moja najlepsza przyjaciółka, musisz oczywiście iść ze mną. To impreza roku! Scott ją organizuje, musi być dobra. Poza tym, znamy gospodarza, więc jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji! Będziemy rządzić!
Będę na Ciebie czekać przy Naszym Znaku dokładnie o szesnastej, żebyśmy miały czas się tam dostać i dokonać poprawek w wizerunkach. Przyjdziesz, bo perspektywa mnie samej, słabej i bezbronnej w wielkim złym świecie będzie cię krępowała przez caaały czas. Wykombinuj coś kreatywnego dla rodziców i nie spóźnij się! Zasłużyłyśmy na to!”
Victoire westchnęła i zmięła list w dłoni.
Nie potrafiła sobie wyobrazić słabej i bezbronnej Sashy. O nie, ona dałaby sobie radę w każdej sytuacji.
Niemniej jednak, nie chciała wystawiać przyjaciółki.
„Nieźle to wymyśliła”, pomyślała Vicky, „gra na moich uczuciach, bestia. Liczy na to, że moje sumienie nie pozwoli mi jej wystawić. Cóż…”
Victoire przemyślała to na wszystkie sposoby.
Co miała do stracenia? Też chciała się bawić. Szczególnie, że ostatnie dni były nieprzyjemne. Przyda jej się coś zupełnie innego. Poza tym zawsze chciała być silną, towarzyską osobowością. Najwyższy czas zacząć.
Oby tylko Sasha się nie myliła, bo Victoire postanowiła, że bezkonkurencyjnie będzie rządzić. 


3 komentarze :

  1. Mało się dzieje, więc mój komentarz tym razem będzie krótki ^^

    Ciekawi mnie jak będzie na imprezie - może pojawi się tam Teddy? - i czekam na odpowiedź Phyllidy Primrose Spore III XD

    OdpowiedzUsuń
  2. Phyllida Primrose Spore III? któż to? "nie je, nie sypia, jest rozdrażniona i oczekuje niecierpliwie na list… Albo to smocza ospa, albo… No, tak!"- ja nie wiem czy wszystkie matki tak mają, najwidoczniej ta akurat tak xD właśnie gdzie podział się Teddy?
    z wyrazami szacunku i miłości, wierny Adaam <3

    OdpowiedzUsuń