Rozdział XI


Andromeda Tonks może i wyglądała na osobę starszą i chorowitą, ale w głębi serca wciąż była młoda i silna. Młoda, silna i bystra.
Dlatego doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co nie dawało spać po nocach mieszkańcom Muszelki. Chociaż, jeśli chodzi o ścisłość, ona sypiała całkiem dobrze. Morskie powietrze naprawdę jej pomagało.
Nie potrafiła jednak znieść panującego napięcia – po prostu bardzo jej to przeszkadzało. Rodzina i owszem, kłócić się powinna, ale od czasu do czasu, a nie tak jak tu – poważnie. Postanowiła więc działać.
Z małym Louisem nie miała problemu. On też nie miał ich wiele, a przynajmniej z niewielu zdawał sobie sprawę.
- Wiesz, że i tak jesteś najwspanialszym dzieckiem pod słońcem? - zagadnęła go znienacka pani Tonks – Nie musisz udowadniać tego cały czas. Nie musisz być idealny, Lou.
Z przyjemnością patrzyła, jak na twarzy chłopaka pojawia się zadziwienie i ruszyła dalej.
- Wiem, co robisz – wymamrotała w kuchni, gdy mijała pana Weasley – Dokładnie znam wasze plany – mrugnęła do niego, gdy podniósł głowę. Wyraźnie mu ulżyło, gdy zobaczył, że staruszka także jest po jego stronie.
Tak właśnie działała Andromeda Tonks. Z zaskoczenia, żeby ofiara nie miała czasu na zbędne i fałszywe wymówki czy kłamstewka.
Dominique dostało się, gdy leżała na swoim łóżku i gapiła się w sufit.
- Wasz plan nie jest idealny, ale jest dobry – stwierdziła pani Tonks - Pilnuj się tylko, kłamstwa potrafią bardzo szybko wyjść na światło dzienne.
Później rudowłosa jeszcze przez trzy długie minuty wpatrywała się zakłopotana w drzwi.
Teddy siedział na schodach i bawił się „niewinnymi zaklęciami”, jak zwykł to nazywać. Starał się zmienić swój znoszony but w odjazdową tenisówkę, ale – nie wiedzieć czemu – cały czas wychodziły mu jedynie brzydkie mokasyny.
- Musisz coś z tym zrobić – stwierdziła jego babcia, stając za nim.
Chłopak uniósł głowę i uśmiechnął się do niej.
- Wiem, psze pani. Nie cierpię mokasynów.
Andromeda pokręciła z politowaniem głową i poklepała go po policzku.
- Nie o tym mówię, synu.
Młody Lupin patrzył na nią przez chwilę.
- W takim razie nie mam pojęcia, o co ci chodzi – stwierdził, wzruszając ramionami.
Pani Tonks przewróciła oczami.
- Jesteś typowym mężczyzną – podsumowała, wzdychając ciężko.
Chłopak nie rozpoznał sarkazmu w jej głosie.
- Dzięki, babciu. To po tacie.
Staruszka w odpowiedzi jeszcze raz westchnęła i zastukała w drzwi przed sobą. Nikt nie odpowiedział, ale i tak weszła do środka.
Victoire leżała na łóżku z głowa w dół, a nogami opartymi o ścianę. Patrzyła w sufit i marszczyła brwi. Blondwłosy związane w kucyk opadały na podłogę i kołysały się przy każdym jej ruchu.
- Co ty wyprawiasz, dziecko?
Dziewczyna zamrugała i spojrzała na drzwi. Musiała w ogóle nie zauważyć, że ktoś się jej przygląda. Zarumieniła się.
- Przepraszam.
- Nie ma sprawy – pani Tonks weszła do środka i rozsiadła się na krześle przy biurku – To twoje królestwo, masz prawo do… - machnęła ręką w jej stronę - … do tego, cokolwiek teraz robisz.
Victoire przekręciła się na brzuch, a potem usiadła.
- Sufit jest jedyną wolną powierzchnią w moim pokoju – wyjaśniła – Nie podoba mi się to.
- Ach, tak – staruszka zerknęła w górę – W sumie racja, jakoś tu nie pasuje.
Dziewczyna nie przestawała się uśmiechać.
- Właśnie. Dziękuję za zrozumienie.
Kąciki ust Andromedy uniosły się w górę.
- Zdziwiłabyś się, moja kochana, jak daleko sięga moje zrozumienie.
Victoire poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu. Nie była pewna, co konkretnie ma na myśli pani Tonks. Z doświadczenia i opowiadań Teddyego wiedziała, że można się po niej spodziewać wszystkiego. Mogła wyskoczyć nagle z pokoju i streścić całą rozmowę Fleur. Mogła też nagle wyciągnąć akordeon spod pachy, ksylofon, piszczałkę oraz dudy i zostać babcią – orkiestrą. Mogła nawet nagle zamienić się w sójkę i próbować odlecieć do ciepłych krajów.
Vicky bardzo nie lubiła czuć się niepewnie i niekomfortowo, ale – o, ironio! – czuła się tak przez całe życie.
„Nigdy więcej!” – przysięgła sobie, a głośno zapytała:
- Co panią tu sprowadza?
Fakt, zabrzmiało to trochę niegrzecznie, ale Andromeda chyba nawet tego nie zauważyła.
- Chcesz porozmawiać, moje dziecko? – zwróciła wzrok ku zdziwionej Victoire – Myślę, że tego właśnie potrzebujesz.
Dziewczyna zamrugała.
- O czym chce pani rozmawiać?
- O czym ty chcesz rozmawiać?
Nastała długa cisza. Nieprzyjemne milczenie, które drażniło i stare, i młode uszy.
- Po co pani tu przyszła? – nie wytrzymała młoda Weasleyówna.
- Chcę ci pomóc, dziecko.
Victoire zamrugała – to była jedyna reakcja do jakiej potrafiła się zmusić.
- To pani wie o wszystkim? – wymamrotała po długiej chwili.
- Kochana – uśmiechnęła się ciepło pani Tonks – Wiem nawet znacznie więcej.
- Aż boję się domyślać… - przyznaje cicho Vicky – Jest pani moim sprzymierzeńcem? – pyta nagle i przygląda się uważnie twarzy starszej pani.
- Nie biorę udziału w tej wojnie – odpowiada rozsądnie Andromeda, nie przestając się uśmiechać – Nie mam zamiaru wplątywać się w wasze zawiłe stosunki. Uwierz mi, później będziesz dużo bardziej zadowolona z siebie, jeśli poradzisz sobie sama. Chcę tylko z tobą porozmawiać, bo czuję, że tego potrzebujesz.
Dziewczyna przytaknęła powoli głową.
- Dobrze – zgodziła się.
- Opowiem ci trochę o sobie. Moja historia nie jest aż taka tragiczna, jak ci się wydaje – dodała pośpiesznie staruszka, gdy na twarzy Victoire pojawiło się zdziwienie i niepewność – Na swój sposób jest szczęśliwa, bardzo szczęśliwa – zaczerpnęła głęboko powietrza – Pomijam jej początek, bo nie jest istotny. Wiesz, skończyłam Hogwart, poznałam mojego przyszłego męża… - uśmiechnęła się na to wspomnienie czule – Był dobrym człowiekiem. Tak, słowo człowiek jest tu istotne. Z typowej mugolskiej rodziny. A ja przecież byłam z Blacków. Przecież moją siostrą była Bellatriks. Ta sławna, chłodna Bella bez serca, która nie bała się nikogo i niczego. Była też Narcyza, grzeczna i poukładana. Ja do pewnego momentu też byłam grzeczna i poukładana, naprawdę. Potem poznałam miłość swojego życia i przestały mnie obchodzić zakazy i nakazy rodziców – pokręciła głową – Może to była tylko moja wina, że nie zaakceptowali Teda? Może źle to wszystko rozegrałam, może dla nich stało się to za szybko. Ale ja się zakochałam. Poznałam najwspanialszego człowieka na świecie. Od pierwszej chwili nie potrafiłam wyobrazić sobie życie bez niego – starła pośpiesznie łzę z policzka, nim młoda Weasleyówna zdążyła ją zobaczyć – Nie żałuję, mimo wszystko. Ślub z Tedem był najlepszą decyzją w moim życiu. Moja mała Dora… Teraz mały Ted… Tak – powiedziała z uporem - to wszystko było tego warte. Wszystkie kłótnie z rodzicami, wszystkie łzy i krzyki, wszystkie złamane zakazy, wszystkie popełnione błędy. Zaprowadziły mnie tutaj, gdzie jestem, a czuję się tutaj szczęśliwa. Och… - westchnęła – Zbaczam z tematu… - zaczerpnęła głęboko powietrza – Wiedz, dziecko, że nie tylko ty mierzysz się z całym światem, aby jego kawałek należał do ciebie. Pamiętaj, że nie jesteś sama, przemyśl swoje ruchy i postępuj tak, żebyś nie żałowała. Nie mnie oceniać czy to, co robisz jest złe. To twoje życie, sama podejmuj wybory. Tylko pamiętaj, żeby nie palić za sobą mostów, bo zawsze dobrze jest mieć gdzie wrócić. I bądź silna, to jest walka o twoje szczęście…     

6 komentarzy :

  1. Jakie cudowne :D
    Kilka ostatnich słów można wziąć jako motto...
    Czekam na następny :)
    Weny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Adromeda ''babcia orkiestra'' Tonks jest świetna ^_^ Dobrze, że jest ktoś kto rozumie Victoire i Teddy'ego i chce dla każdego dobrze ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Dowiedziałam się o Twoim blogu z FB, kiedy napisałaś do strony Jaram sie jak Tonks Lupinem o dziewiątym rozdziale (jestem tam adminką):) Od tego czasu śledzę Twojego bloga. Zapraszam na mojego bloga:
    http://kolejnepokoleniepotterow.blogspot.com/
    Życzę weny^^
    Luna_999

    OdpowiedzUsuń
  4. gdy będę już stara, pomarszczona, będę chodzić o lasce zamierzam być taką Andromedą. i nie chodzi tu o babcie-orkiestra xD, tylko taką co pomoże, wesprze, po prostu będzie. świetny rozdział Świetliku, czekam na więcej ;) Adaam <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. (tą laskę będę mieć taką fajoską jak dr.House z płomieniami ^^)

      Usuń
  5. Babcia orkiestra skojarzyła mi się z Pinky Pie jako kucyk orkiestra, ale ja jestem skrzywiona psychicznie (rozumiesz).
    I choć tak naprawdę nic wielkiego tutaj si e nie stało, to znów mnie ciekawi co będzie w następnym.
    Czy znów będę musiała czekać na następny rozdział do czasu kiedy nie będzie Cię w szkole? :)

    OdpowiedzUsuń