Rozdział VI



___
proszę bardzo: ckliwe, mdłe, melodramatyczne coś, które musiałam tu umieścić, bo kocham . 
Dedykowane JJ'owi za bycie JJ'em <3
Dziękuję za ponad 1000 wejść. Wszyscy macie u mnie szklaneczkę Ognistej Whiskey! 
___

Victoire przydzielono w Puszczy maleńki pokoik, w którym miała przenocować razem z Dominique.
Nie zamierzała jednak spać.
„Noc jest taka piękna” - tłumaczyła sobie - „że za nic w świecie nie mogę jej przespać.”
Na ostatnim piętrze Puszczy znajdował się duży balkon, z którego świetnie można było obserwować niebo. Wdrapała się tam cicho, uważając, by schody nie zgłupiały i nie zaczęły skrzypieć. Miała jednak szczęście. Widać, nie tylko ona była w dobrym humorze.
Noc była zimna, ale jej to nie przeszkadzało. Chłodny wiatr drażnił nagą skórę jej przedramion i łydek, ale nic nie miało znaczenia, gdy gwiazdy świeciły tak pięknie.
Może i była głupią romantyczką, ale cóż z tego? To jej życie, ma prawo je przeżyć jak tylko chce.
„Tak”, powtórzyła, zadowolona, gdy kładła się na plecach, „Moje życie, moje prawo…”
Rozmarzyła się, wyobrażając sobie siebie jako prawdziwą buntowniczkę, która nikim i niczym nie musi się przejmować. Nie wredną, rozpuszczoną dziewczynę, która zeszła na złą drogę, ale prawdziwą, niezależną młodą kobietę, praktykującą, świetną czarownicę, która ma własne zdanie i z którą liczą się ludzie. Taak. To byłoby piękne.
Po chwili dołączyła do niej Rose. Bardziej wyczuła ją, niż zobaczyła. Do nozdrzy Victoire wdarł się przyjemny, otaczający kuzynkę zapach pomarańczy i wanilii – dziwny, ale harmonijny. Poczuła, jak Rose kładzie się obok niej i przez chwilę obie milczały.
- Piękna noc – stwierdziła cicho Rose i na ponownie zapanowała cisza...
- Co się stało, Vicky? – zapytała nagle ta młodsza – Jesteś bardzo podekscytowana.
Victoire przez chwilę rozważała czy jej kuzynka nie potrafi przypadkiem czytać w myślach.
- Zrobiłam tak, jak mi poradziłaś.
- Nie pamiętam, żebym ci coś doradzała.
Blondwłosa uśmiechnęła się.
- Może nie dosłownie…
- No tak – westchnęła Rose – cokolwiek to jest, mam nadzieję, że wykorzystasz to najlepiej, jak możesz.
- Ja też.
Na niebie pokazała się spadająca gwiazda.
- Victoire, jesteśmy prawdziwymi przyjaciółkami, tak?
- Jasne, Rosie, chyba tak.
- Możemy rozmawiać o wszystkim, prawda?
- Oczywiście, o czym tylko chcesz.
- I nie musimy przed sobą niczego udawać?
Victoire podniosła się, bo głos dwunastolatki zabrzmiał bardzo, bardzo poważnie. Rose wciąż leżała obok z zamkniętymi oczami, gdy zadała ostatnie pytanie:
- I mogę mieć pewność, że nie wyjawisz nikomu moich sekretów?
- Tak jest. Pewnie. Oczywiście – zapewniła ją żywo kuzynka.
Rose westchnęła i przez chwilę zbierała w sobie odwagę.
- Vicky, ja się zakochałam.
Takie mocne wyznanie w ustach młodziutkiej dziewczyny powinno zabrzmieć lekko, nierozsądnie i radośnie. W rzeczywistości było ciężkie, pełne uczucia, wyrzutów sumienia, złości i powagi. Wszystko to zmieszane razem, wstrząśnięte i podane sprawiło, że Victoire odniosła wrażenie, jakby zakręciło się jej w głowie.
- Nie powiem ci, Vicky, nic więcej. – oznajmiła Rose, otwierając oczy i podnosząc się do pozycji siedzącej – Przepraszam, ale na razie nie chcę o tym mówić. Jeszcze nie czas. Musiałam tylko powiedzieć to na głos, komuś, usłyszeć to i… nie wiem. Chciałam, żebyś wiedziała – uśmiechnęła się delikatnie, gdy Victoire odruchowo ją przytuliła - Dziękuję – wyszeptała jej we włosy.
Siedziały tak przez chwilę - nieświadome, że ktoś im się przygląda.
W końcu Rosie odsunęła się od kuzynki. Oczy miała błyszczące od łez. Przetarła je wierzchem dłoni i znowu próbowała się uśmiechnąć.
- Zimno mi, pójdę już – stwierdziła, podniosła się i szybko zniknęła wewnątrz domu.
Victoire nie wiedziała jaka miłość napełniała tę dwunastoletnią główkę takim smutkiem i chyba nie chciała wiedzieć. Czuła jednak, że gdyby tylko mogła, oddała by wszystko, by pomóc Rose. Zadrżała.
- Chłodno dziś – odezwał się męski głos obok niej.
Ted Lupin w ciemnych spodniach, podkoszulku i kurtce nagle pojawił się obok. Zdjął skórzaną ramoneskę i zarzucił Victoire na plecy, chociaż wcale o to nie prosiła. Jednak grzecznie podziękowała. Usiadł blisko niej i odrzucił głowę w tył.
- Piękna noc – stwierdził prosto.
Victoire ponownie położyła się na plecach, wtulając się w miękką kurtkę i wdychając jej ciężki zapach.
- Tak – zgodziła się, zamykając oczy.
Położył się obok.
- Nie rozumiem cię, Vicky – stwierdził po chwili Ted.
- Ja sama mam z tym problemy – powiedziała głośno dziewczyna.
- W jednej chwili skaczesz ze szczęścia i ubierasz się… - szukał właściwych słów - tak, jak byłaś ubrana, a potem jesteś cicha, grzeczna, przygaszona, posłuszna i… sam nie wiem.
- Masz rację.
- Jak możesz się tak szybko zmieniać? Dlaczego to robisz? Kim naprawdę jesteś?
Victoire zaśmiała się cicho.
- Noc jest za krótka, żeby odpowiedzieć na te wszystkie pytania.
- Dlaczego boisz się swoich rodziców? – zapytał niespodziewanie.
Dziewczyna momentalnie przyjęła pozycję obronną.
- Nie boję się – oświadczyła hardo.
- Dlaczego boisz się swojej matki? – sprecyzował chłopak. Okazał się nieustępliwy. Victoire westchnęła.
- Ona ma pewien plan, no wiesz, na całe życie – odpowiedziała cicho – Boję się, że nie potrafię go wypełnić.
Teddy obrócił się na bok i spojrzał na dziewczynę z góry. Otworzyła oczy.
- Nie musisz go wypełniać, jeśli nie chcesz – powiedział – To twoje życie.
Przeczesała palcami włosy.
- Też sobie to powtarzam.
- Czego się boisz?
- Sama nie wiem – pokręciła głową i usiadła szybko – Ted, to za trudne pytania. Nie jestem w stanie na nie odpowiedzieć. Moi rodzice są wspaniali. Kocham ich, ale mogli by w końcu przestać mną rządzić…
- Właśnie.
- Sęk w tym, że ja chyba nie potrafię się im przeciwstawić - przyłożyła palce do skroni i zaczęła kreślić maleńkie kółeczka – Boję się tego, co mogłabym zrobić. Co mogłabym zniszczyć. Boję się tego, że by mi nie wybaczyli…
- Nie możesz żyć w strachu.
Prychnęła.
- Cały czas tak żyję. Zawsze się bałam, zawsze się boję. Że będę za słaba, że za szybko się poddam, że przegram, że nie spełnię ich oczekiwań. Ciesz się, Ted, że nie masz rodziców. Unikasz tego całego zła… - urwała nagle.
Odwróciła do niego twarz, bo zorientowała się, że popełniła straszną gafę. Bez najmniejszego znaku ostrzeżenia pociągnęła go w górę i przytuliła się do jego piersi.
Coś, co ścisnęło jego wnętrzności, stopniowo opadało.
- Przepraszam – wyszeptała – Nie powinnam była tak mówić. Twoi rodzice… To, co im się stało… Wszystko… To straszne. Przepraszam.
Lupin – niepewnie – podniósł dłonie i położył na jej plecach. Przycisnął ją lekko do siebie i wdychał zapach jej włosów.
- Nie szkodzi – powiedział po długiej chwili – Nic się nie stało - powtórzył – Często powtarzam sobie, że przynajmniej byli bohaterami.
- To żadne pocieszenie – zauważyła cierpko Victoire.
- Może – zgodził się Ted – Ale pomaga przetrwać.
Powoli zaczynało świtać.
- Powinniśmy wracać – zauważyła dziewczyna. Nie wiedzieć czemu, czuła się bezpiecznie, gdy wyraźnie słyszała rytmiczne bicie jego serca.
Wolno odsunęli się od siebie. Nim Victoire zdążyła odejść, chłopak złapał ją za rękę i poczekał, aż na niego spojrzy.
- Nie pamiętam ich, Vicky – powiedział cicho. Promienie wschodzącego słońca grały wesoło w jego kolorowych włosach tworząc dziwny kontrast ze smutnym wyrazem twarzy - Czuję się źle z tym, że właściwie nie tęsknię, bo ich nie pamiętam.
Victoire przełknęła ślinę i odegnała natrętne łzy. Zdała sobie sprawę, że oto właśnie Ted Lupin otworzył przed nią jeden z najmroczniejszych zakamarków swojej duszy. Zrobiło jej się niewyobrażalnie smutno, ale jednocześnie czuła się szczęśliwa. Dotknęła jego włosów, były miękkie i delikatne.
Ścisnął jej dłoń.
- Powinniśmy wracać. 

4 komentarze :

  1. Aż mi się smutno zrobiło... Puki co wszyscy ''główni bohaterowie tego rozdziału'' czyli Vicky, Ted i Rose są najbardziej przeze mnie lubiani.
    Hmm ciekawe w kim też się zakochała Rose. Czyżby młody Malfoy? ;2

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zdradzę. Słodka tajemnica ;) W ogóle zastanawiam się czy ciągnąc dalej wątek Rose. Zainteresowani?

      Usuń
  2. Oj, rozdział już dwa dni temu dodany a ja się dopiero ogarnęłam..., ale cóż mogę powiedzieć, po prostu cudeńko (: Za szybko się skończył! Cieszę się, że Vicky i Teddy zbliżają się do siebie:)
    Jak zawsze świetnie napisane, uwielbiam twój styl pisania c; Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :) Weny życzę!:D

    [http://neew-beginning.blogspot.com/]

    OdpowiedzUsuń
  3. Słodko <3 Super rozdział jak zwykle :)
    tak, tak, tak,tak,tak. Chce wiedzieć w kim zakochała się Rose :D
    czekam na kolejny rozdział, a tymczasem zapraszam do mnie ;)
    pojawił się nowy rozdział
    http://hermionesmagiclife.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń