Rozdział IX



Teddy Lupin z natury był ciekawski i wścibski.
No, trudno. Zdarzają się i tacy.
Wiedział jednak, że zdobytych informacji nie należy perfidnie wykorzystywać, ani – broń, Merlinie! – przekazywać dalej. Szczególnie jeśli takowe są niesprawdzone.
Dlatego znalazł się w potrzasku.
Tak, to właśnie on poznał słodką tajemnicę Victoire i bardzo mu było z tego powodu wstyd. Ale co on może na to, że to akurat na jego dłoni wylądował zwitek papieru, który miała otrzymać jakaś… (zerknął jeszcze raz w tekst) … Sasha? To nie jego wina!
Czuł się jednak odpowiedzialny, w pewnym stopniu, za to, co dziewczyna ma zamiar zrobić. Akurat z eliksirów był dobry i doskonale wiedział, że jeśli jakiś płyn jest przygotowywany przez osoby niedoświadczone, nie należy wypróbowywać go na kimkolwiek. Właściwie ktoś, kto nie do końca potrafi przygotowywać eliksiry, wcale nie powinien się tym zajmować. Może wystąpić cała gama innych, poważniejszych skutków ubocznych, jeśli zmieni się choćby najmniej istotny składnik.
Z listu wyczytał, że Victoire nie całkiem zna się na przygotowywaniu Eliksiru Euforii, a ten – mimo tego, że wydawał się prosty – łatwo mógł stać się swym zupełnym przeciwieństwem. W najmroczniejszych scenariuszach Eliksir Euforii mógł nawet powodować trwałe uszkodzenia cielesne i psychiczne. Nie poleciłby go nikomu.
Jednak, mimo wszystko, to nie była jego sprawa. Ba, nawet nie powinien się o niej dowiedzieć, gdyby nie ten liścik…
Miał więc wybór: może udać, że o niczym nie wiem i patrzeć jak Victoire się pogrąża – czego bardzo nie chciał i praktycznie od razu odrzucił ten pomysł.
Mógł również przyznać się, że czytał jej prywatną korespondencję, kategorycznie zabronić jej podania eliksiru matce i tym samym rozpętać między nimi poważną kłótnię (z listu jasno wynika, że Victoire ma dość wszelkich rozkazów) – tego nie chciał tym bardziej, bo… po prostu nie. Od czasu gdy rozmawiali, trwało między nimi coś przyjemnego, takie ciche porozumienie. Bardzo mu zależało na tym, żeby ono wciąż trwało…
Dlatego stwierdził, że najodpowiedniejsze w tej sytuacji będzie wyjście numer 3 – podmienienie eliksiru. Przygotowywał już wcześniej Eliksir Euforii, - nie pytajcie dlaczego, to była raczej zawstydzająca sytuacja… - więc wiedział czego szukać. Sam fakt, że był w płynnej postaci, zawężał także pole poszukiwań. Victoire była sprytna, tak jak Fleur, więc na pewno nie ryzykowała chowania eliksiru gdzieś po kątach Muszelki. To zdecydowanie było niebezpieczne, szczególnie że jej matka była szkolną prymuską i szybko zorientowałaby się z czym ma do czynienia.
Teddy miał więc pewność, że Eliksir Euforii ukryty jest w pokoju Vicky.
Musiał się upewnić, że dziewczyna go nie przyłapie. Musiał wybrać dobry moment, a jednocześnie zmuszony był działać bezzwłocznie, nim będzie za późno.
Wykorzystał chwilę, kiedy Victoire wyszła na dwór, aby porozmawiać z rodzeństwem. Lub raczej: pokłócić się, gdyż już po chwili dało się słyszeć wrzaski i krzyki. U wszystkich Weasleyów charakterystyczne było to, że gdy zaczynali – ich kłótnia mogła trwać w nieskończoność. Teddy bardzo na to liczył.
Wszedł możliwie najciszej do królestwa Victoire i od razu poraziła go głębia kolorów i ogólny brak ładu, jakiego można by się spodziewać po córce pedantycznej Fleur. Pod tym względem Vicky zdecydowanie wdała się w Weasleyów. Do ścian miała przyczepione zdjęcia, rysunki i pojedyncze kolorowe karteczki zapisane niezgrabnym pismem. Na biurku kłębiły się notatki. Książki na półkach leżały dziwnie, niektóre były otwarte, w inne wetknięte były prowizoryczne zakładki.
Teddy zatrzymał się na chwilę, ale później przypomniał sobie, po co tu jest i misja przesłoniła mu wszystko inne. Włączył swój radar i starannie namierzał, dotykając możliwie jak najmniej rzeczy.
Trzy minuty i nic.
Czwarta minuta, piąta…
Merlinie, nie może tu siedzieć tyle czasu! 
Nerwowo przeczesał dłonią włosy i jeszcze raz rozejrzał się dookoła. Coś błysnęło, gdy odwrócił się w stronę półki z książkami. Przyjrzał się. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Bingo!
Powszechnie wiadomo, że jeśli chce się coś schować, najlepiej ukryć to w miejscu, które wydaje się nam oczywiste. To zwykła logika: schowaj to gdzieś, gdzie by się można tego spodziewać, a nikt tego nie znajdzie, bo kryjówka wyda się mu za… prosta? Rozumiecie? Nawet jeśli nie, Victoire wydawało się to inteligentne rozwiązanie. Dlatego ukryła buteleczkę perfum pośród innych kosmetyków.
Teddy nie musiał długo szukać właściwej. Pamiętał konsystencje i zapach Eliksiru Euforii. Poza tym, samo powąchanie wywaru sprawiało, że uśmiech pojawiał się na twarz i coś uderzało do głowy.
Młody Lupin był tak uradowany, że miał ochotę sam sobie pogratulować. Już trzymał w dłoniach zamiennik o równie miętowym zapachu, który chciał wlać do środka, ale wtedy pojawił się kłopot. Co zrobić z właściwym Eliksirem Euforii? Nie może go wypić, za duże niebezpieczeństwo.
Okno było jak zwykle otwarte. Młody czarodziej wychylił przez nie głowę i upewnił się, że nikt przypadkiem nie znajduje się w pobliżu. Odkręcił szybko nakrętkę i wylał eliksir za okno. Miał wielką nadzieje, że nie sprawi on, że kwiaty zaczną chichotać czy coś takiego. To by było niewskazane.
Wlał wcześniej przygotowany wywar – czyli zabarwioną wodę z solą i miętą – odłożył buteleczkę na miejsce i szybko wyszedł z pokoju. Błagał tylko Merlina, by Victoire jednak nie zdecydowała się użyć eliksiru…
Szybko miał się zawieść.
Fleur dorwała swoją starszą córkę tuż przed obiadem.
- Jutro wyjeżdżacie do Francji! – zaćwierkała radośnie. Przemknęła przez pokój i zniknęła za drzwiami, nim Victoire zdążyła jakkolwiek zareagować. Bardzo dobrze, bo pierwszym dźwiękiem, jaki wydała z siebie jej córka, było długie jęknięcie pełne goryczy, rozpaczy, smutku i żalu.
Vicky nie otrzymała jeszcze odpowiedzi od swojej najlepszej przyjaciółki, ale sprawy zaszły już za daleko. Sytuacja wymagała natychmiastowego działania. Teraz albo Francja. W jej głowie to zdanie brzmiało naprawdę tragicznie.
Victoire pobiegła do pokoju bo buteleczkę, potem rzuciła się do kuchni, gdzie gotował się jeszcze obiad. Sam się gotował, a babcia Teddyego go pilnowała. Uśmiechnęła się do dziewczyny, gdy ta wpadła jak burza do pomieszczenia.
- Dzień dobry – powiedziała szybko blondynka i wpadła w wir pracy – Pomogę pani – oświadczyła i zaczęła nakrywać do stołu.
Biedna pani Tonks, nawet nie zdawała sobie sprawy jakie szatańskie rzeczy dzieją się właśnie pod jej nosem…
A może jednak była tego świadoma?
Fleur przez cały obiad nie odezwała się słowem. Udawała ogromne zainteresowanie swoim posiłkiem, ale ani razu – ku rozpaczy Victoire – nie wzięła łyka soku dyniowego.
Jak do licha ma się jej udać, skoro matka uparcie nie chce wypić eliksiru?! Co jeszcze może zrobić?! Wielki Merlinie, a może ona o wszystkim wie?!
Przerażenie ściskało żołądek Victoire, sprawiało, że drżały jej dłonie i było jej bardzo gorąco, przez co rumieńce pojawiały się na jej policzkach.
Teddy także siedział jak na szpilkach. Nie miał specjalnie apetytu, a tylko zerkał nerwowo to na panią Weasley, to na jej córkę. Czy to już? Czy to się stanie właśnie dzisiaj? Może jednak się nie zdecydowała? Może sama wyrzuciła flakonik i nie będzie kłopotu…?
W tym właśnie momencie Fleur wypiła całą szklankę swojego dyniowego soku. Duszkiem. Do dna.
Victoire dla pewności odczekała jeszcze minutę.
- Mamo – zaczęła cicho, grzebiąc widelcem w talerzu i nie podnosząc wzroku – co z moim stażem?
Jeśli to możliwe, temperatura w pokoju spadła właśnie o jakieś pięćdziesiąt stopni.
Dominique i Louis zrobili wielkie oczy i zaczęli się gapić na siostrę. Teddy powstrzymał się od jęku. Pan Weasley niewzruszenie jadł swój obiad. Starsza pani piła wolno sok dyniowy i patrzyła spod przymrużonych powiek na blondwłosą Weasleyównę.
Fleur odłożyła głośno sztućce na talerz.
Temat Victoire i jej „niezdrowego” według matki zainteresowania rzeczami zupełnie zbytecznymi, nie był poruszany od pamiętnego dnia ważenia Eliksiru Euforii.
- Co z nim nie tak? – zapytała pani Weasley, a Victoire mogła przysiąc, że jej głos był jak lód. Zabójczo mroźny. Przerażająco zimny. Bezdusznie chłodny.
Vicky skupiła się na rozgniataniu jedzenia na swoim talerzu.
- Ja chciałabym…
- Myślałam, że ta sprawa jest już zamknięta – przerwała jej matka - Jedziesz do Francji – dodała, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
- Mamo. Ja naprawdę chciałabym przynajmniej spróbować – powiedziała twardo Victoire, ale Fleur skwitowała te słowa nieszczerym śmiechem.
- Proszę cię, nikomu jeszcze nic dobrego nie wyszło z pisania. Kim chcesz niby być? Kolejną bzdurną redaktorką bazgrzącą kilka nieszczerych słów o nieistotnych plotkach? Jak zamierzasz tym żyć? Co tym chcesz osiągnąć? Z twoimi możliwościami…
- Z moimi możliwościami – przerwała jej Victoire – mogłabym być rzeczywiście dobrą pisarką – podniosła wzrok i ich spojrzenia skrzyżowały się. Atmosfera była tak gęsta, że Louis, Dominique i Tedd nie potrafili zrobić wdechu.
- Będziesz rzeczywiście dobra – kiwnęła głową Fleur – ale nie w pisaniu.
- Ale ja…
- To, ma cherie, jest koniec dyskusji.
- Ale…
- Nie.
Victoire zerwała się z krzesła w przypływie furii i chciała powiedzieć matce coś dotkliwego i bardzo niemiłego, ale powstrzymała się, bo mogła tylko pogorszyć swoją sytuację.
Pobiegła na górę. Nic nie było już w stanie jej pomóc. Łzy spłynęły jej po policzkach.
Dotarła do swojego pokoju i trzasnęła drzwiami. Obrazki na jej ścianie zadrżały. Niewiele myśląc, zdarła je w paru ruchach i rzuciła na środek pokoju. Nad niczym się już nie zastanawiała. Już nie myślała. Już nie chciała. Nie potrzebowała niczego – byleby tylko miała święty spokój. Podarła kilka przypadkowych kartek. Zrzuciła całą zawartość biurka, potem wyjęła jego szuflady i zaczęła wysypywać wszystkie zapisane stronice. Wszystko, co kiedykolwiek stworzyła nie miało już znaczenia, skoro nie mogła się tym cieszyć. Po co jej to wszystko?! Flakoniki perfum stłukły się w zetknięciu z podłogą. Rozerwała kilka książek. Na kilku kartkach atrament zostawił wielką, ciemną plamę.
Wygrzebała skądś różdżkę - sama nie wiedziała, jak znalazła się w jej ręce – sama nie widziała, co zamierza z nią zrobić.
Musi się pozbyć tego wszystkiego. Po co jej to wszystko? To są tylko śmieci. Niepotrzebne śmieci!
Zaczęła mamrotać zaklęcie, kiedy nagle różdżka wymknęła się z jej palców.
- Co?! – Victoire odwróciła się i napotkała wzrok młodego Lupina – czego chcesz?! – warknęła groźnie.
- Nie rób tego – poprosił.
Prychnęła.
- Zostaw mnie, to nie twoja sprawa.
- To ja pozbyłem się eliksiru.
Teddy patrzył jak twarz blondwłosej blednie, staje się niemal przeźroczysta. Potem obserwował, jak przybiera wyraz niedowierzania, by po chwili zmienić się w złość, a potem jej oczy błyszczą i pojawia się furia.
- Skąd wiedziałeś?!
- List do Sashy… - ale dziewczyna nie pozwoliła mu dokończyć:
- Jak śmiałeś?! – chciała go po prostu uderzyć, ale w porę złapał jej dłoń i zamknął w mocnym uścisku swojej.
- Vicky…
- Zostaw mnie! – wyrwała rękę i ponownie wybuchnęła płaczem - Nienawidzę cię! Wynoś się!
Wyszedł.
Ciche porozumienie się rozerwało…  


----
Jezusieńku, jakie to jest melodramatyczne o.o

6 komentarzy :

  1. No pisz :D CZEKAM NA DALSZY CIĄG <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ejjj pisz, pisz ;p
    Genialne *________*
    Kocham ♥
    Masz talent, złotko :)
    Czekam na następny ;d
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniałe ^_-

    OdpowiedzUsuń
  4. Pisz! Jesteś świetna! Tylko pisz troszkę częściej bo zdycham bez twojego bloga! ;* zapraszam do mnie ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. mam straszny zastój w czytaniu blogów i komentowaniu więc jestem dopiero teraz :) Moim skromnym zdaniem Ted dobrze zrobił podmieniając ten eliksir. Vika nie umie się chyba pogodzić z niesprawiedliwością świata (albo matki)... wydaje mi się że troszkę zbyt emocjonalnie do tego podchodzi, ale co ja tam wiem.. może jakby postawiła się w końcu matce, ta nie miała by wyjścia i musiała odpuścić córce... taak.. jak wiadomo czyta się przyjemnie, czekam na nowy rozdział
    pozdrawiam Adaam:*

    OdpowiedzUsuń